4 sty 2011

Lancelin

Nie wiadomo czemu nasze podróże w AU w dość znacznej mierze odbywały się na południe. Dlategóż ostatnimi czasy podjęliśmy decyzję, że uderzamy na północ, może nie aż tak daleką, ale zaczniemy od Lancelin - mekki four wheel drivingu.
Lancelin leży jakieś 130km od Perthkowa i słynie z przeogromnych wydm o dużym stopniu nachylenia.

Po drodze odwiedziliśmy Gravity Centre - bardzo fajne miejsce ale raczej dla rodzin z dzieciakami, gdzie pociechy mogą poczytać i przeprowadzić kilka doświadczeń związanych z grawitacją i zasadami jej działania. Dla nas nic specjalnego, poza tym jeszcze zamknięte, więc jedziem dalej.

Gravity Centre





Następny przystanek robimy w Ledge Point - malutka mieścina (pokroju Długopola Zdr.) z polem golfowym i całkiem przyzwoitą plażą i piaskiem o prawie, że nieskazitelnej bieli.

Dojeżdżamy do Lancelin i co słyszę od Darka??? 'Jesteś głodny??, bo ja trochę'... poległem. ;P Wszamaliśmy jakieś Fisch`n`chips i robiliśmy rozpoznanie po mieścinie.
Wchodzimy na plażę w centrum, a tu parking... po obu stronach mola. Wchodzimy na molo, a na nim postój dla busików-chłodni, a na wodzie przy molo dla kutrów - jak się okazało odbywa się tu dość znaczny połów homarów.




Beach Parking...

Zwiedzamy dalej, znaleźliśmy dojazd do wydm, wszędzie znaki, że droga tylko dla 4wd... (swoją drogą auta na parkingu w centrum - 96% 4WD) spróbujmy, najwyżej pożałujemy ;P Do parkingu udało się dojechać, ale dalej to już mogłoby być niewesoło.., bo na samym parkingu już mnie wypychano. Jako że odległośc do wydm z parkingu duża nie jest, wracamy do centrum, bierzemy sandboardy (malutkie deseczki przypominające wyglądem snowboard) $15 za 2h od sztuki i po kilku minutach już wspinamy się po 'stoku' ;)
Fun nieziemski, tylko upadki mniej przyjemne niż na snowboardzie, bo piasek wszędzie się dostaje - uszy, nos, usta, bielizna... ;P Zasada jazdy deczko inna, bo trzeba odciążyć przednią nogę w znacznym stopniu, ażeby deska ruszyła i tak trzymać aż do dołu. Nawyki snowboardowe dały się we znaki, bo po dociążeniu przedniej nogi, deska się zatrzymywała, a ja lądowałem kilka metrów niżej po uszy w piachu ;P









Początkowo chcieliśmy skorzystać z usług 'desert monstera', ale odległość do stoku aż tak duża nie była i $70 lepiej w inny sposób spożytkować.

Obiecuje sobie i Wam, że jak sprzedam Lexa i będę miał jakieś 4WD zakupione, to wracam tam na bank!! Bo co jest tras dla 4WD wokół tej mieściny... to głowa mała.. jak rzekłem - MEKKA

A to z trasy. Uderzył mnie po oczach symbol australijskiego outbacku, więc nacisnąłem spust kilka razy ;)

Boxing Day..

Po naszemu drugi - dzień świąt, ozziki szaleją po sklepach szukając jak największych przecen, wyprzedaży etc. A my wyruszamy na konkretne plażowanie na Scarborough beach. Dylemat związany z wyborem piwa szybko został rozstrzygnięty... Ja byłem za Beck`sem, Darek za Heinekenem, aż tu pośrodku lodówki jak słońce wali po oczach karton ŻYWCA :D Długo się nie zastanawiając bierzemy.. bo ostatni. Fakt faktem, że prawie dwa razy droższy od wcześniej wymienionych, ale co tam w końcu święta!!
Żar z nieba nie ma litości, termometr w mieście oscyluje wokół 40C... na plaży dzięki wiaterkowi i bryzie ok 34C. Woda bardziej do zupy podobna jeśli mówimy o temperaturze... ale my mamy Esky z lodem i chłodzącym trunkiem. Z czasem dojeżdżają kolejni plażowicze i zrobiło się prawie, że familijnie. :)






3 sty 2011

Wigilie w AU

Święta Święta i po Świętach... przedstawiam krótkie sprawozdanie z Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w klimacie delikatnie odbiegającym od wcześniejszych 25 wigilii.
W tym roku obchodziłem dwie wigilie:
Pierwsza spędzona prawie, że w tradycyjny sposób, czyli opłatek, 12 potraw itd. Zaproszony zostałem do Tomka i Violi. Wszystko fajnie, ale strasznie dziwnie się człowiek czuje, dzieląc się opłatkiem na ogródkowym patio, w krótkich spodenkach... ;) Viola przygotowała iście polskie potrawy (pierogi z kapustą i grzybami, ruskie, krokiety, barszczyk itd) Powiem szczerze, że brakowało mi trochę przysmaków kuchni polskiej ;)





Wigilia #2 (International)
Tu można powiedzieć, że już mniej oficjalnie i chrześcijańsko. Bo jak pogodzić zwyczaje i tradycje z kilku krajów świata?? Każdy zaproszony gość obowiązkowo musiał przynieść potrawę świąteczną ze swojego kraju. Jacek z Polski przyniósł opłatek, a ja zabłysłem kluskami z makiem ;P, które oczywiście przygotowałem sam, z polskich składników, zakupionych w polskim sklepie :) Przez stół przewijały się takie potrawy jak king prawnsy z barbi, ośmiorniczki w diabelsko ostrym sosie i czort wie co jeszcze.


Z Jackiem próbowaliśmy szerzyć tradycję dzielenia się opłatkiem, tu akurat towarzystwo załapało, ale niektórzy dalej nie wiedzą o co kaman).

Mikołaj, Rudolf i Grinch ;P


Losowanie prezentów spod choinki... nawet mi się nie chce pisać co mi się trafiło......