16 lis 2013

Araluen Botanic Park


Tak tak tak, znowu cisza, znowu nic się nie dzieje, nie ma co czytać, nie ma co oglądać... polecieli i słuch o nich zaginął. Usprawiedliwienie jako takie mamy - szkoła Pauliny + nasze prace wypełniają nam niemalże w pełni całe dnie, a i jeszcze o mir domowy trzeba zadbać ;) Czasami bywa nawet tak, że się w ciągu dnia w ogóle nie widzimy, na szczęście zdarza się to tylko raz w tygodniu. Na chwilę obecną dłuższe (czytaj jednodniowe) podróże nie wchodzą w grę. Dwugodzinne wypady na plażę, czy nad rzekę (o tym będzie poźniej) jesteśmy w stanie zorganizować.

Dzisiejsze posty będą przedstawione wg porządku chronologicznego, najstarsza wycieczka, na dzień dobry - Araluen Botanic Park. Byliśmy tam dwukrotnie, za pierwszym razem dotarliśmy na miejsce troszkę późno (po szkole Pauliny, bodajże we wtorek), do parku weszliśmy na 1,5h przed zamknięciem. Generalnie pustki, Paulina zajęła się uwiecznianiem ulubionych tulipanów, a ja szybkim barbi, bo to przewidzieliśmy na kolację.
Pola tulipanów robiły wrażenie, pomimo tego, że promienie słoneczne do tej doliny już nie docierały. Szybki obchód i 'bieg' do auta by zdążyć przed zamknięciem bramy wjazdowej. Po drodze postanowiliśmy, że park odwiedzimy jeszcze raz, ale za dnia.
Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy... padło na niedzielę..... Po samym dojeździe stwierdziliśmy, że już tak fajnie chyba nie będzie. Auta poparkowane po obu stronach jezdni, kolejka do wejścia, kolejka do barbi... niczym jak na szlakach górskich Masywu Śnieżnika podczas majowego weekendu. W parku czuliśmy się, wraz z kilkoma innymi 'białymi' rodzinami mniejszością..., wielodzietne rodziny wielopokoleniowe ciapatych zrujnowały cały wypad. Tłumy jakby co najmniej rezydenturę tam rozdawali.. Generalnie park bardzo fajny, najlepiej wiosenna porą, ALE w tygodniu!! Broń boże w niedzielę.

 
 
 
 

 
 
 

 Zdjęcie zawiera lokowanie produktu... ;P

I weź tu odpocznij...

.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz