31 mar 2010

English graduation

Powiem szczerze, że te 3 tygodnie angielskiego zleciały w strasznie ekspresowym tempie. :/ Trochę szkoda, bo zajęcia były i pouczające i śmieszne, no i pierwsze kontakty na obczyźnie. Bądź co bądź nadszedł piątek - dzień, w którym odbywa się co tydzień graduation. Wypadałoby uwiecznić tych classmates`ów no i rzecz oczywista Tamy (teacherka aka SuperWoman).

Tu z dziołchami z teamu - Yoshiko i J(H)uliana.

Advanced English Course students

Uroczyste "GRADUATION" i obowiązkowy speech na koniec... ;)

Nie miałem za wielu opcji na świętowanie graduation więc wybrałem się wraz z ekipą na volleyballa na plażę, gdzie pomagało mi z tym tematem kilka osób ;)
Po prowizorycznych meczach przenieśliśmy się na zieleń wiadomo w pobliżu której rzeki ;)


Storm

W zeszłym tygodniu przez Perth przetoczyła się nieziemska nawałnica!! W Forrestfield obeszło się bez większych zniszczeń, ale w niektórych dzielnicach wyglądało to groźnie (grad wielkości kurzych jajek!). Wodospad z okna do naszego living roomu był niczym w porównaniu do szkód, które dokonały spadające jaja. Auta z setkami wgnieceń na całej karoserii czy bez dwóch lub trzech szyb były na porządku dziennym. Insurance trochę gotówki powypłacają... Ja co prawda auta jeszcze w trakcie tej nawałnicy nie miałem, ale właściciel mojej Mishi mieszka w rejonie opadu egs`ów. Ma kilka wgnieceń, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Jak już przy Mishi jesteśmy, to kilka słów o niej. Plan zakładał zakup 4x4, niestetyż rzeczywistość szybko zweryfikowała owe założenie. Zakup four wheel drive`a w sensownym stanie w cenie do $2000 jest niemożliwy :/ Dlatego wybór padł na coś popularnego (części są tańsze) i w miarę oszczędnego (2.6 l petrol ;P ) no i najważniejszy argument - atrakcyjna cena - 550$ + wymiana cieknącej pompy wody. PS.Na dniach postaram się przedstawić wam Mishie bliżej.


"Storm is over now.."

20 mar 2010

ZOO trip

Jako piątkowe acivities CIC zapewnił studentom wycieczkę do jednego z Perth`owskich ZOO. Grzechem byłoby nie skorzystać, większe zżycie się z classmatesami no i skromne oszczędności (CIC stawia ticket - 17$) ;P Czasu niestety na spokojne zwiedzenie ZOO nie miałem - work. Była to dość szybka wędrówka, bo ZOO do małych nie należy. I tak po kolej kangury, które można pogłaskać, gdyby były w pobliżu ścieżki, ale że było dość ciepło to się skubańce tylko wygrzewały i tyłka ruszyć nawet po chipsa im się nie chciało.


Ten jogomość jak się okazało należy do żywych, bez ruchu stał dobre kilka minut.

Lunchtime 24/7



Orangutany jak nikt potrafi zmierzyć cię wzrokiem..

Król Julian??

Uwagę tego kolegi udało mi się skupić na mnie :)


Jest duuuuużyyy..



Chillin by Swan River part two..

Założenia z ostatniego przesiadywania pod palmami przy rzece zostały zrealizowane. Sprężyliśmy się z Premem i Myshkiem, zwołaliśmy dość pokaźną grupę. Co prawda nie wszyscy pozostali do końca, ale i tak było miło :)

17 mar 2010

Chillin next to Swan River

Kolejny słoneczny dzień minął... W szkole z godziny na godzinę co raz lepiej. Spotkałem kolejnego reprezentanta ojczyzny - Przemek z Krakowa. Ustawiliśmy się na piwko po zajęciach. Jako, że Prem też nic szczególnego do roboty nie miał, to wybrał się z nami. Nie powiem, ale śmiesznie się rozmawia po angielsku z osobą, która pochodzi z Polski - robiliśmy to tylko ze względu na Prema. Nie ukrywam, ale nie mieliśmy najmniejszych problemów z komunikacją - może dzięki piwku?? W każdym bądź razie przy słoneczku, "delikatnym" wiaterku tuż przy rzece Swan poruszaliśmy tematy ważniejsze i te mniej istotne. Prem ma dość dziwną obsesję - co nie zobaczył (motor, diabelski młyn, Mercedesa)- krzyczał, żeby mu zdjęcie zrobić. Jak chciał by naszą trójkę uwiecznić zgarniał ludzi z chodnika i przekazywał im photoshota. Tym sposobem dosiadła się do nas na chwilę dwójka studentów (Niemka i jakiś skośnooki Mrozu). Po dwóch godzinach niestety trzeba było się zbierać, bo Mario by mi nie wybaczył ;) Plan jest taki, by w ciągu najbliższych dni zwołać większą ekipę i pod tymi palmami razem krzyknąć CHEERS!


14 mar 2010

Queen Mary 2

Plan był taki, że w sobotę czyli wczoraj miałem udać się na plażę w celu zażywania kąpieli słonecznych i wodnych. Niestetyż pogoda pokrzyżowała mi plany... silne ochłodzenie (do 29 stopni), zachmurzenie i silny opad deszczu (z tym ostatnim bym się nie zgodził, bo jeśli 20 kropel na cały dzień to silny opad...) Plan uległ modernizacji i dziś na plażę miałem się wybrać. Wszystko fajnie, ale pojawia się problem natury technicznej, jak pojadę na plażę to co najwyżej z ręcznikiem. Jak się trzeba będzie w oceanie popluskać to plecaka z dokumentami, SmartRiderem, ewentualnym aparatem pod ręcznikiem nie zakopię. Ta opcja odpada dopóki nie zakupie czterech kółek, bądź nie znajdę partnera lub partnerki ;) do eskapad plażowych, a może i nie tylko. Generalnie mój poranny dylemat czy jechać się pokąpać, czy tylko poleżeć i zdjęć napstrykać rozwiązał Marek. Sprzedał mi newsa, że dziś w Perth cumuje NAJWIĘKSZY na świecie statek liniowy - Queen Mary 2. Głównym portem Perth jest dzielnica/miasteczko Fremantle. Sprawdzam połączenia i niezły dramat. Autobus w Niedziele z Forrestfield kursuje co dwie godziny :/ Na 18 muszę być w Spicy Corner... po wszelakich obliczeniach - wychodzi mi ok 45min na "zwiedzenie" jeśli wszytkie połączenia będą bez opóźnień. Ryzyk fizyk - JADĘ. Pierwsza przesiadka na styk. Dojazd do Fremantle zawalony strasznie, widzę już to pływające osiedle mieszkalne. Przykładam SmartRidera do "kasownika" i tu miła niespodzianka, na wyświetlaczu widnieje "NO CHARGE". Jak się okazało dziś dojazd do Fremantle i powrót do City był za free ;) Można??
O samym statku mogę powiedzieć jedno - Nie jeden statek w życiu widziałem, ale tak wieeeeeelkiego to jeszcze nigdy!! Jest przeogromny, sprawdźcie na zdjęciach. (340m długości, 41 szerokości, 72 wysokości, 14 pokładów pasażerskich)
Ludzi co nie miara, w jedną i drugą stronę. Z wyliczonych 45 minut na miejscu zostało mi ok 20 (traffic jam). Szybko obiegam co się da i lece na pociąg do miasta. Wszystko się pięknie skończyło bo do domu dotarłem o 17, więc i przykorści bossowi nie zrobiłem i do pracy się nie spóźniłem.




Thai & Indian food

Knajpka w której pracuje, serwuje potrawy właśnie z tych rejonów świata. Postanowiłem więc zaryzykować i zakosztować jednej z potraw. Poprosiłem Maria, żeby mi na koniec dnia przyszykował jakiegoś "take away`a". Nadmieniłem mu iż nie gustuję w ostrych potrawach i miło by było gdyby miał to na uwadze. Przyszykował mi potrawę na bazie piersi z kurczaka, trzech kostek ziemniaka, kilku kawałków zielonej papryki oraz kokosa, a to wszystko w sosie do produkcji, którego używa mleka kokosowego, curry i Bóg wie czego jeszcze. Reasumując - NIEBO W GĘBIE! Mimo, że cała potrawa wydaje się być słodka, pod koniec przełykania dało się wyczuć delikatną nutkę czegoś ostrzejszego.

10 mar 2010

Rutyna??

Ciśnie mi się na klawiaturę... Chyba pomału ku niej zmierzam. Pobudka 6.30>>szkoła>>powrót do Forrestfield>> szybkie szamanie>> praca>>wieczorny spacer do domu>>piwko na ogródku>> Skype>> sleepin - coś trzeba będzie urozmaicić.
W szkole co raz lepiej, można by rzec że mam i "mate`a", pochodzącego z Indii Prem`a. W collegu udało mi się spotkać już trzech przedstawicieli Rzeczpospolitej Polskiej (chłopaczek i dwie dziewczyny, jedna z nich w lutym zaczęła Diplomę z Businesu, więc się może na niektórych zajęciach za miesiąc lub dwa spotkamy).
CHEERS!

W movie clubie z Prem`em i Nicole (ze Szwajcarii).

W tym tygodniu po pracy relaxujem się VB, jakieś propozycje na next week??

8 mar 2010

Owocny dzień

Czołem! Dzisiaj dużo się działo: first day @ college, first day in work, ale usystematyzujmy.
Pobudka jak dotąd najwcześniejsza, bo 6,30. Ogarnięcie siebie, na śniadanie british sausages ( w białym wydaniu ), kawka i na bus stop. Po drodze spotykam jegomościa, którego pytałem o miejsce sprzedaży ticketów. Przywitanie i zaczepna rozmowa jak byśmy byli sąsiadami od lat. Kontynuję podróż na przystanek już w wyśmienitym nastroju ;) Jest bus, chce zakupić DayRidera, ale nie mogę, bo jest on dostępny dopiero od 9.00am. Muszę wziąć ticket zone`owy (3,40$). Jak się okazało Perth nie jest ewenementem na skalę światową i tak jak w pozostałych większych miastach - oczywiście chodzi o korki. Stawiam sobie pytanie zdążę czy nie na 9.00 do collegu?? W miarę zbliżania się do centrum korek co raz potężniejszy :/ A tu nagle niespodzianka - BUS LINE i cały korek zostaje po lewej stronie busa. Jestem na tyle wcześnie, że zakupuję sobie jeszcze coś na gaszenie pragnienia w trakcie zajęć.
W szkole dochodzi do konfrontacji... general english zaczyna dziś 8 osób (including me). Pozwolę sobie wymienić: Tieun (Korea), Yoshiro(Japan), Alex(Thailand), Prem(India), Kotono(Japan), Jan(Slovakia), Bastien(France) and Jacob(Poland). Sprawy organizacyjne trwają z pół godziny. Przychodzi kolej na test (by odkryć jakie moce w nas siedzą i do jakich grup nas dołączyć). Myślę sobie, że nie będę się przykładał, bo mnie dołączą do Advanced i będę się musiał skupiać na nauce. Test zrobiony, czytanie ze zrozumieniem, dwa listy do przyjaciela i konwersacja. Biorąc mnie na konwersację Kevin (dyrektor działu językowego) już mnie uświadomił, że mam bardzo dobry wynik z testu i czytania ze zrozumieniem. Jeszcze przed zasadniczą częścią konwersacji informuje mnie, że mogę sobie wybrać: Advanced czy Prepare for IELTS(tam jest poziom jeszcze wyższy). Więc odrazu mówię, że biorę Advanced!! Dziś tylko godzina zajęć. Wchodzę do sali do której mnie Kevin pokierował i słyszę HOW R U?? Where are you from?? Więc stres przed zjawiskiem zwanym "obcy w grupie" znika bezpowrotnie. Najwięcej pogadałem z Brian`em z Hong Kongu i tylko jego imię zapamiętałem. Za chwile dochodzi francuzka i coś tam angielskim z nieziemsko brzmiącym francuskim akcentem wypytuje. Za chwil kilka przypomina się jej, że jest w grupie inny Polak, ale często go nie ma. Może jutro się pojawi.. Zajęcia trochę dziwne bo całość po angielsku, ale kumam zdecydowaną większość. Nie można się wyłączać, bo ciężko później dojść o co chodzi. Godzina mija szybko i jestem wolny. Po dość długiej przerwie dzierżę w dłoni ponownie legitymację studencką! ;D Natychmiast zakupuję SmartRidera do autobusów, trainów i ferries. Działa on na zasadzie karty prepaid, doładowałem sobie 20$. Przy wsiadaniu przykłada się kartę do czujnika i przy wyjściu należy zrobić to samo. Jako że, posiadam legitkę i pojawia się na horyzoncie jakieś zatrudnienie postanawiam założyć konto. Wybieram ANZ Bank (ich bankomat najczęściej dotychczas mi w oczy wpadał). Cała procedura nie trwała siedmiu minut i konto założone. Karta ma przyjść pocztą do piątku. Opusczam Hay St z uśmiechem na twarzy. Zwarty i gotowy wsiadam w 288, wysiadam przy shopping centre, bo w lodówce zdecydowana przewaga światła. Powrót na kwaterę. Szybkie szamanie i do pracy na interview/test day. Spicy Corner Restaurant - Thai and Indian food. Mario wręcza mi uroczyście -czepek na łeb i uniform kuchenny. Brakuje mi słów co on w tej kuchni wyprawia... ogień pod sufit, przyprawy, których nazw nawet nie potrafię wymówić i tylko patelnie co chwile nowe i nowe i nowe. Na dowidzenia słyszę C YA TOMORROW at 6.00 Jacob. :) Więc jest i work! Po drodze do domu szukam jakiegoś czynnego shopu co by zaświętować i piwko sobie strzelić... jak na złość albo zamknięte, albo nie ma :/ Pozostaje mi drin z bimbru, który pędzi współlokator.

7 mar 2010

Citywalk.

Jestem na miejscu już kilka dni, zegar biologiczny dość szybko się przestawił na tutejszy czas. Mam już wynajęty pokój (na zadupiu, ale ważne, że z dostępem do sieci, 150m do przystanku autobusowego, do małego centrum handlowego może ze 400m - także tragedii nie ma). Przed rozpoczęciem "roku szkolnego" wypadałoby sprawdzić połączenie autobusowe z centrum. Sprawdzam na stronie tutejszego MPK co i jak z rozkładem i ticketami i w DROGĘ! Pierwsza zaduma... gdzie tu by zakupić bilet?? Pytam starszego Pana, który oczekuje na tym samy przystanku na busa - Gdzie się kupuje bilety? - Odpowiedź, z już dla mnie w większym stopniu zrozumiałym akcentem - u kierowcy. Wcześniej zapoznawszy się z opcjami ticketów, biorę DayRidera. 8.80$ za całodzienny, na jeden wypad nie dużo, ale tak 5 razy w tygodniu to już się nazbiera. Siadam i włączam stoper - ile będzie podróż trwała. Tłumu w busie nie ma, jakieś 30% miejsc siedzących zajęta. Po godzinie z minutami wysiadam w centrum Perth. Mijam jedną przecznicę i nie wierzę - jestem koło collegu :) Krótki spacer po Murray St., Hay St. i kilku mniejszych alei centrum - aparatu nie oszczędzam ;) Na tym zwiedzaniu i pstrykaniu kilka godzin schodzi jak z bicza strzelił. Pora wracać - po drodze wyskakuję z busa koło dużej galerii handlowej, by zakupić webovą camerę i ze dwie sztuki głośników do lapka. Gdzieś w galerii dopadł mnie "mały głód", wybór padł na kuchnię włoską - hawai pizza. Śmiem zaryzykować stwierdzenia, że jest lepsza niż w bystrzyckiej EKspansji. Obkupiony i zadowolony wracam na przystanek, sprawdzam busa - 15 min czekania - siadam i co?? i czekam ;P Za chwil kilka przychodzi jakiś aussie i siada koło mnie. Coś mi zaczyna nie pasować, mam słuchawki na uszach z włączonym hilltopem, ale ewidentnie dobiegają do mnie jakieś inne dźwięki - to ten aussie się produkuję do mnie. Ściągam słuchawki i proszę żeby powtórzył - HOW ARE YOU MATE?? Odpowiedź krótka ale treściwa - I`m fine and you? - Coś tam odpowiada, ale za wygraną nie daje i rozmowę ciągnie. Nie pozostało mi nic innego jak schować słuchawki do kieszeni i podjąć dłuższą konwersację. Po chwili na przystanek przychodzi afroamerykańska dziołcha i w bardzo aktywny sposób włącza się do dyskusji. O czym dyskusja?? o nieistotnych pierdołach, ale człowiek nie skończy rozpoczętej myśli i już się pojawia autobus. Niby pierdoła taka gadka na przystanku, ale przeze mnie odebrana bardzo pozytywnie.

Panie a ile tu Skyline`ów jeździ...

6 mar 2010

Sorento Fishing

Co by przyspieszyć moje aklimatyzowanie się w nowym otoczeniu Marek załatwił mi mały wypad na wędkowanie na oceanie :) Kilka ryb udało mi się złowić, nie były to jakieś olbrzymy, ale sama walka z taką rybą wywoływała niezłe emocje.


Zbyszek (brat Marka) z Jurkiem